Pojazd kosmiczny

Dałam ciała. Zwrócono mi uwagę, że w sekcji wspominkowej nie opisałam mojej najważniejszej zabawki z dzieciństwa, która dotrwała do dziś! Fakt, jak ja mogłam zapomnieć?!

No... że byłam mało dziewczęca, to już wiadomo. Ale nie wiadomo jeszcze, jak bardzo. Bo oprócz autek (Joanno - zostało mi, nie chcesz wiedzieć jak bardzo... ale zapałałam tez w międzyczasie miłością straszną do koni i zjazdowych rowerów, więc trochę świeżego powietrza tez zażywałam :D ), gry w kapsle, czterech pancernych i innych popularnych naonczas rozrywek urozmaicanych regularnym laniem się z bratem tudzież z innymi osobnikami płci przeciwnej uwielbiałam się bawić w... hmm, kosmos? Nie wiem jak to nazwać.

Otóż mój Tata jest miłośnikiem fantastyki, ale i tej prawdziwej fizyki, astrofizyki i teorii różnych. I córeczka od małego z wypiekami na twarzy chłonęła zarówno prawdziwe opowieści o Wszechświecie jak i te całkiem wymyślone. Częstą bajką na dobranoc była bajka o... prądzie :D Tak, tym z gniazdka. I o budowie atomu. Uroczo i romantycznie. A ulubioną zabawą było ściganie się statkami kosmicznymi i wojny z flotą Tatusia, który jakoś nigdy nie mógł się przebić przez moje pole siłowe, a ja przez jego zawsze :) A ten przydługi wstęp konieczny był do wyjaśnienia, dlaczego to co pokażę, było moją zabawką, choć mało zabawkowo wygląda. Otóż do przedszkola nie chodziłam i w związku z tym czasem zostawałam u jednej z babć. Generalnie za tym nie przepadałam, bo dużo rzeczy mi u niej nie było wolno,ale nic się nie liczyło, bo było tam ONO.

Mój pulpit do sterowania pojazdem kosmicznym!!!! Jak ja to uwielbiałam, chociaż Babcia mnie już trochę mniej za to, co zrobiłam z tym sprzętem :)


Dziś stoi u nas i czeka, żebym w końcu naprawiła mu ramię, będące w trzech kawałkach w wyniku używania go w charakterze urządzenia sterowniczego, wiec post powinnam była raczej zatytułować "Kosmiczny wrak"... A marzenie o locie w kosmos pozostało tylko pięknym marzeniem, do dziś gdzieś tam tkwiącym głęboko, w samym środku mnie... Zdjęcie jakieś takie do kitu, ale jakoś wypluta artystycznie jestem.

Wiele z Was pokazało już swoją ukochaną zabawkę z dzieciństwa. A jaka była Wasza najbardziej nietypowa zabawa lub zabawka?

Pozdrawiam,
ushii

P.S.
Widzę, ze coś się u mnie bardzo niewnętrzowo zrobiło, najwyższa pora to naprawić! Zatem wkrótce kolejny kawałek mojego lokum :)

20 komentarzy :

  1. Oj to ja się przyznam,a co mi tam :)
    Jedną z moich zabaw była zabawa w dom z wymyśloną koleżanką,która nazywała się Abelida(!)Nie mam pojęcia skąd to imię.Była ona moją przyjaciółką i miała wszystko to czego ja nie miałam.
    Penie jakiś psycholog powyciągałby z tego wnioski.
    Ale generalnie wyrosłam na normalna osobę,która nie żałuje,że czegoś nie ma :)

    Pozdrawiam i lecę zadzwonić do Abelidy zapytać się co u niej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tam nie chcę się nawet przyznawać;) Ale mogę pokazać swój pojazd grający - magnetofon szpulowy. Wiąże się z nim wiele wspomnień:) Muszę wreszcie ściągnąć go ze strychu.
    Ściskam mocno!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hihih Uleńko nie samym wnętrzem człowiek żyje:)Czasami takie oderwanie się od codzienności i powrót do dzieciństwa są potrzebne.

    Co do mnie i moich zabawek to
    nigdy nie było tak,kiedy byłam małym dzieckiem,że gdy sobie upatrzyłam jakąś zabawkę to tupałam nogami czy płakałam przy wystawie,że ja muszę ją mieć.Pamiętam,że rodzice nie mięli ciekawej sytuacji finansowej,nie pracowali oboje,wiązało się to z tym,że nie mięliśmy ubezpieczenia,a ja byłam bardzo ciężko chora z winy lekarki która zatruła mnie antybiotykami.Dostałam zatrucie organizmu i krwi,było już bardzo ze mną źle.Na dodatek za każdy zaszczyk,wenflon rodzice musieli płacić.Pamiętam jak bardzo podobały mi się wtedy lalki takie noworodki,miały pępowinę i były pomarszczone jak dzieci po urodzeniu.Jeszcze przed chorobą oglądałam wystawy na których były te lalki,a mama tłumaczyła mi,że kupi mi taką lalkę jak tylko będzie mieć pieniążki.Ja odchodziłam od wystawy z pokorą,bo wiedziałam,że tak musi być,że po prostu nie ma na nią pieniążków.
    Po powrocie ze szpitala na moim łóżku czekała wymarzona lalka z uszytymi przez mamę ciuszkami do niej.Pamiętam tą radość.Była to moja ulubiona zabawka,mam ją do tej pory i czeka na przyszłe pokolenie.Jakoś tak nie mogę się z nią rozstać.
    Po chorobie nie mogłam chodzić do zerówki,nikt nie mógł mnie w domu odwiedzać,gdyż mój organizm był pozbawiony odporności,więc zawsze leżąc w łóżku bawiłam się w lekarza swoim super zestawem strzykawek i leczyłam tą lalkę;)
    Ale się rozpisałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak już pisałam pod poprzednim postem jedną z moich ulubionych zabaw było zbieranie gliny po rowach w towarzystwie mojego kuzyna (on glinę upolowywał, ja natomiast przyrządzałam ją na obiad).
    Z kuzynką robiłyśmy mikstury, zużywając przy tym w sekrecie szampony i inne płynne kosmetyki naszych mam.
    Z innym kuzynostwem budowaliśmy bunkry (tak własnie, nic innego jak bunkry) z koca pod maszyną do szycia naszej babci.
    A kiedy byłam sama godzinami bawiłam się np. guzikami (ozdobne guziki z takim haczykiem były paniami w balowych sukniach).
    Bardzo miły ten Twój post, a urządzenie sterownicze rodem z zabaw mojego dzieciństwa :)Pozdrowienia, M.

    OdpowiedzUsuń
  5. Moją ulubioną zabawą było dawanie zastrzyków ...
    nie takich na niby a prawdziwych!!!
    Mój brat młodszy ode mnie o lat 8 wziął ich mnóstwo zanim lekarskie towarzystwo doszło do tego że wiotkość krtani to nie zapalenie płuc. W każdym razie gdy p. Róża pakowała walizeczkę i już miała wychodzić do domu zawsze dawała mi i mojej siostrze buteleczkę po zastrzyku wraz ze strzykawką i igłą do wyrzucenia. Wszystko oczywiście lądowało w naszym tajemnym schowku. Później również w ukryciu było płukane z medykamentów. Zastrzyki dostawał Pimp wielki trocinowy pajac mojej siostry, która była jego mamą rzecz jasna. Pajac nie przeżył ... gigantyczna kuracja antybiotykowa go zabiła ;DDD.

    Z Pimpem wiąże się jeszcze jedna baaaardzo znana w moim mieście historia bo było i pogotowie i policja ... kupa śmiechu i lanie ... ale to kiedy indziej pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. He, he...ja piszę u Ciebie, a Ty w tym samym czasie jesteś u mnie:)))Zabawy??..na początku był Borciuch i nikt inny, a jak byłam starsza to z dziewczynami robiłyśmy domki na lipie i tam bawiłyśmy się zajadając krakersy posmarowane dżemem..to na działce, a w Warszawie ze skoszonej trawy robiłyśmy pokoje i bawiłyśmy się w dom:) Z siostrą za to na czołgu jeżdzic musiałam, więc ona była zawsze Jankiem, a ja Gustlikiem:) Ona prowadziła czołg, a Gustlik z tyłu miał dom i gotował dla Borciucha:)! Twój pojazd kosmiczny to już zabytek...rewelacja, tylko ramię mu napraw koniecznie:)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Sprzęt "trącający myszką", ale jaki klimat przy odbiorze ! Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny sprzęt nawigacyjny, miałam taki sam po babci, niestety nie przeżył przeprowadzki.
    Moją ulubioną zabawą było wygrzebywanie staroci, no... mogła to być np. filiżanka wyrzucona przez kogoś godzinę wcześniej, ale dla mnie to było wielkie archeologiczne wykopalisko. Uwielbiałam łazić po starych wysypiskach, rozwalających się domach (mieszkałam w pobliżu starej zamkniętej już cegielni), zbierałam różne stare klamoty i gromadziłam je w pobliskim brzozowym lasku w specjalnym szałasie, do budowy którego zaprzęgłam mojego brata.
    Drugą rzeczą, którą uwielbiałam było oglądanie, a raczej podglądanie wszelkich żyjątek, np. mrówek maszerujących pomiędzy kępami traw. Mogłam tak godzinami leżeć na trawie z nosem przy ziemi (uwielbiam jej zapach) i gapić się na nie....

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  9. hihi.. ale świetna zabawka!w życiu bym jej nie skojarzyła z kosmosem.. no ale w końcu czymś trzeba było latać w tą nad-przestrzeń :) Ja też uwielbiam fantastykę, jak byłam mała marzyłam o przyjacielu z innego świata - chyba za dużo E.T. oglądałam :p Pozdrawiam cię serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  10. Pulpit do sterowania pojazdem kosmicznym-odjazdowy!!
    W ogóle cudne radio!!
    Ja jakos nigdy taka ,,zmechanizowana, nie byłam..Wolałam się bawić w dom,gotować na niby..Lubiłam też zabawy w szkołę..Zawsze byłam nauczycielką...Może dlatego nie zostałam nią w końcu.....
    Pozdrawiam Cię ,Uluś,serdecznie...

    OdpowiedzUsuń
  11. Hihi, dobra jesteś :D wyobraźnia dziecka nie zna granic :)

    Ja to się bawiłam i w dom i jak zamieszkałam w bloku to w sklep w piaskownicy, gdzie z dzieciakami lepiliśmy z piachu i wody pączki, a płaciliśmy za nie liśćmi :))) albo na trzepaku w ślepego kaczora, było tych zabaw tysiące ;)
    Buziole :*

    OdpowiedzUsuń
  12. oj ta wyobraźnia ;) podziwiam! i zapraszam po WYRÓŻNIENIA!
    ps A niech TAM! ja uwielbiałam łazić po śmietnikach...

    OdpowiedzUsuń
  13. Uśmiałam się, bo coś mi ta opowieść przypomniała...
    Otóż jako małe dziewczę często włączałam stare radyjko przerobione przez dziadka na dwie płaskie baterie i wyszukiwałam „fal” pomiędzy stacjami. Oczywiście dla mnie nie było to żadne odbicie, ani przebicie fal radiowych, ale łączność z samym kosmosem!
    Mocno wierzyłam, że w ten sposób nawiązuję z nimi kontakt. Ze strachu wsadzałam głowę pod kołdrę, ale nadal nasłuchiwałam i zerkałam jednym okiem czy aby już po mnie nie przybyli :)))
    Zazwyczaj po takiej zabawie wieczorem panicznie bałam się położyć spać i wołałam mamę, by posiedziała koło mnie dopóki nie usnę...
    Przywołałaś wspomnienia :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Dzieci ogranicza tylko wyobrażnia ;)

    A o własnych zabawach mogłabym długo....

    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  15. Ukłony dla Twojego taty, za te bajki "pod napięciem", które tak pięknie rozwijały Twoją wyobraźnię.
    Pojazd kosmiczny zrobił na mnie wrażenie, aż wydobyłam z siebie wow! ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  16. o matko jedyna co za niesamowity sprzet :) :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Witaj,
    Przywołałaś wspomnienia z dzieciństwa, takie same radio miała moja babcia i nie wiem co się z nim stało. Ja uwielbiałam się bawić w wielkiej babcinej szafie, która "robiła" za autobus, ja w środku siedziałam na koszu z pościelą przeznaczoną do magla i kierowałam pokrywka od garnka. Uwielbiałam pokrywki od garnków - to były moje kierownice, a czasem perkusja :)). Często też bawiłam się w ... księdza hi hi.
    Zachwycam się Twoimi pracami i oczywiście jak najbardziej wolę oryginały niż własne podróbki! Zgadzam się z Tobą w 100%.
    Pięknie odszyłaś przybornik kuchenny, jest cudny i te pokrowce na gorące kakao - eleganckie.
    Ozdoby z gliny - takie równiutkie, idealne.
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  18. o matko,ale się rozczuliłam u mojej babci było takie samo,jak mi żal ,że jak odeszła powywalałam tyle skarbów....

    OdpowiedzUsuń
  19. Możesz spełnic swoje marzenie o locie w kosmos chociaż częściowo dzięki projektowi NASA Face in Space ;o). Można wysłać do NASA swoje elektroniczne zdjęcie z imieniem i nazwiskiem, które zostanie zabrane w ostatni lot wahadłowców Discovery lub Endeavour (http://www.polskieradio.pl/wiadomosci/swiat/artykul167890.html).
    http://ushiilandia.blogspot.com/2010/02/pojazd-kosmiczny.html

    OdpowiedzUsuń
  20. Możesz przeczytać model radia z tylnej ścianki? Na Allegro znalazłem podobne, nazywa się Sonata, ale różni się paroma detalami

    OdpowiedzUsuń