Pozlotowo 2011

No i niestety, już jest po :( Było wspaniale i zdecydowanie za krótko! Dziękuję wszystkim, z którymi mogłam się wyściskać, poplotkować, pośmiać i zobaczyć wreszcie na żywo! To był już mój drugi zlot i chyba było jeszcze fajniej niż w zeszłym roku :) Oczywiście bateria rano zrobiła mi niemiłą niespodziankę i aparatu ze sobą nie miałam, ale cóż... mam masę miły wspomnień przynajmniej :) I pamiątkę przecudną też mam!!

Ale najpierw się pochwalę moją wygraną w konkursie Crafthouse :) Tematem był motyw domku... od razu wiedziałam, że wezmę w nim udział i pomysł też od razu miałam! I tak powstał mój Dom Marzeń :))

domek - scrapbooking ushii

domek - scrapbooking ushii

domek - scrapbooking ushii

domek - scrapbooking ushii

Przyznam, że jestem z niego całkiem zadowolona, a to zdarza mi się rzadko :D Ale domek podobał się nie tylko mi, bo wywalczył sobie pierwsze miejsce! Jupii :)) Chodzę dumna jak paw od soboty - a dopiero dziś udało mi się nareszcie go sfotografować i pochwalić... ale moje marzenia miejsca u mnie na półce nie zagrzeją, bo Zuzie domek spodobał się tak bardzo, że postanowiłam go jej podarować :)

No właśnie, a propos podarunków. Wymyśliłam sobie, ze podaruję pewną drobnostkę Zielonookiej,bo... tak i już :) A kochana Beatka też mi coś sprezentowała! I to coś, w czym się na jej blogu wprost zakochałam i o czym po cichutku, w tajemnicy marzyłam!! Skąd ona o tym wiedziała???


Czyż nie jest piękna ta rameczka? Uwielbiam ją po prostu! I już znalazła honorowe miejsce w... w pewnym miejscu, które obiecuję wciąż Wam pokazać (i wciąż nie mam kiedy zrobić zdjęć, hehe :) Ale będzie, będzie niebawem :) 

Dziękuję Beatko!!! I dziękuję wszystkim za miło spędzony czas - żałuję tylko, że nie wszystkich udało mi się skojarzyć i rozpoznać, gapa jedna :) No cóż, następnym razem już może będę wiedziała :) Szkoda wielka, że to tylko raz do roku!

Pozdrawiam i życzę udanego długiego weekendu! Ja zmykam wypoczywać :)
ushii

Turkusowy szał!

Lubię biel - o tym nie muszę chyba przekonywać nikogo, kto tu zagląda :) Ale nie jest tak, że całe mieszkanie mam od a do zet białe. Bo lubię też szarości lnu i starego drewna. I akcenty i plamy koloru - pięknie uwydatnione przez biel i szarość - też bardzo lubię. Szczególnie, gdy tym kolorem jest pudrowy róż, miętowa zieleń, albo turkus czy błękit - może to nic oryginalnego, ale uwielbiam takie zestawienia. Tylko dwóch barw za próg nie wpuszczam, chyba że jako kwiaty albo owoce: żółci i pomarańczu - no nie znoszę ich i już... Dlaczego dziś o tym piszę? Bo takie kolorowe posty się ostatnio u mnie zrobiły - raz różowy, innym razem błękitny... i dziś też taki będzie :) Turkusowy!

Tak nam się śmiesznie złożyło z Dagmarą, że na podobne kolory fazy przechodzimy :) Ona już swoje turkusowe szaleństwo pokazała, ja niestety musiałam odwlec prezentację nieco w czasie - przez te upały nie mogłam dokończyć dzieła... ale oto jest :) I to nie jedno :)

turkusowy dzbanek metalowy DIY

Dzbanek to w zasadzie produkt uboczny :) Pamiętacie ten mój dzbanek i jego metamorfozę? Kupiłam wtedy dwie takie paskudy w neonowej zieleni. Jeden już znacie (a jeśli nie to zapraszam do wspomnianego posta :) i doczekał się następców na kilku blogach, dziś przyszła pora na jego brata bliźniaka - miał być początkowo jasnoróżowy, ale nie udało mi się trafić z odcieniem i leżał schowany i czekał na lepsze czasy. I się doczekał, przy tak zwanej okazji trafił pod wałek mojego M. Bosko wygląda z różowym albo białym kwieciem! A na fotce zaplątało się też moje ostatnie znalezisko, mały biały wazonik. Niby nic szczególnego, ale... to dokładna miniaturka mojego najulubieńszego dużego wazonu - więc nie oparłam się temu staruszkowi za całą złotówkę :)

Ale wróćmy do turkusów - co w takim razie było głównym obiektem malarskich wysiłków M.? Ha! Pamięta ktoś może jeszcze ten post? Chwaliłam się wtedy przypadkowym zakupem (choć przy takiej cenie to nie był chyba nawet zakup, a prawie darowizna :) komódki bibliotecznej... Sprawdza się fantastycznie i jest super przydatna, ale brak jej było nóżek.

(stare zdjęcie - koszyk na koronki i tekturki jeszcze przed malowaniem i porządkami, 
więc proszę nie zwracać uwagi :), obecna wersja tutaj)

A ja lubię nóżki. No i przy sprzątaniu też mi ich tu brakowało... więc dostała takowe, pięknie wycięte przez M. Oczywiście wyglądało to tak sobie, bo różniły się kolorem od korpusu - ale od początku było przewidziane malowanie...

stare szufladki biblioteczne, aptekarskie / vintage library drawers

Tak, tak - właśnie na turkusowo! Kusiło mnie kiedyś, jak może ktoś pamięta, by na turkus walnąć inną cudowna zdobycz... ale zrezygnowałam, a kolorystyczną potrzebę zrealizowałam w tym maleństwie :) Ta-daaam:

stare szufladki biblioteczne, aptekarskie; koszyk na koronki ze skrzynek po winie/ vintage library drawers


Jak widać, ja postawiłam na nieco jaśniejszy odcień niż Dagmara... powiem wam, że jestem zaskoczona ubogością w tym względzie wzorników w mieszalniach, turkusów w nich nie uwidzisz - albo błękity, albo już zielenie, a tak po środku to nic - a niby takie grube te paletki są... ale w końcu się udało trafić na to czego chciałam i mam :)

No, wystarczy tego przechwalania się... bo teraz całkowita zmiana tematu. Chociaż nie do końca, bo jednak się będę chwalić - wczoraj zerknęłam na boczna kolumnę bloga i ze zdumieniem zobaczyłam, że mam ponad 1000 obserwatorów! Wow, w życiu bym nie przypuściła, że mój blog zainteresuje tak wiele osób, szczególnie że nigdy nie namawiałam do tego żadnymi konkursami itd  - ogromnie mnie to cieszy i dziękuję! Choć byłoby miło, gdybyście czasem zostawili jakiś ślad po swojej wizycie :P W każdym razie taka liczba zobowiązuje - dlatego w jednym z najbliższych postów będzie niespodzianka!

Pozdrawiam i życzę miłego i pełnego wrażeń weekendu! Ja chwilowo znikam z zasięgu internetu...
ushii
 *****
 [UPDATE]
Historia komódki doczekała się dalszego ciągu - tutaj można obejrzeć jej kolejne wcielenie :) O tym, że tekst o żółtym też stracił nieco na aktualności nie wspominam...

"Bukiet" w 10 sekund i coś małego - ale pysznego

Znów wpadam i wypadam, i krótko znów dzisiaj, tylko garść kwiecia - ale już następnym razem zasypię Was zdjęciami pewnego miejsca - mam nadzieję, że się Wam spodoba tak jak mi :) 

Paulinka pokazała swój bukiet w 3 minuty - piękny, bo naturalny i taki letni... ja nie mam takiego wyboru kwiecia pod ręką. Ale mam mój ukochany, najukochańszy groszek!! Nareszcie - tak bardzo na niego czekałam... Prawdziwy bukiet to z pewnością nie jest, więc tytuł mocno naciągany, ale wygląda tak delikatnie i pięknie, że chciałoby się tylko na przemian go wąchać i fotografować :)

ukochany groszek pachnący i różowy dzbanek ceramiczny -  dekoracja letnia

I jeszcze zanim zniknę, mały kulinarny wpis będzie. Pisałam niedawno o migdałowych tuiles i o tym, że często je robię, bo to jedne z ulubionych słodkości Mamy... drugie, które produkuję dla niej równie często, właśnie wyjechały z piekarnika :) Lekkie jak chmurka, pyszne savoiardi... a po polsku kocie języczki, biszkopciki - tak proste i błyskawiczne w przygotowaniu, że nie pamiętam kiedy ostatni raz kupiłam gotowe (zwłaszcza, że tamte smakiem się nie umywają...). Przepis podała kiedyś Liska na Cinie. Mają tylko pewną wadę, ciężko je sfotografować, bo tajemniczo znikają w błyskawicznym tempie :) Świetne do deserów i solo, polecam!

savoiardi - kocie języczki

Savoiardi
  • 4 żółtka
  • 2 białka
  • 100g mąki
  • 100g cukru
1. Ubić białka na sztywną pianę.
2. Ubić do białości żółtka z cukrem. Delikatnie wmieszać mąkę, a następnie pianę z białek.
3. Piekarnik rozgrzać do 180C, na blachę wyłożoną papierem wyciskać podłużne ciasteczka mniej więcej wielkości palca (ja masę przekładam do woreczka na mrożonki, związuję supeł, ucinam jeden rożek i wyciskam) w niedużych odstępach (odrobinę rosną). Piec ok. 8 min.

Smacznego!
ushii

Lody, lody, lody dla ochłody! Z cyklu "Kuchenni pomocnicy"

Kalendarzowo niby jeszcze wiosna... ale pogoda jak w pełni lata, a ponieważ masochistką nie jestem i przy takich temperaturach raczej nie piekę - na deser rozkoszujemy się lodami :) Miałam jeszcze dwa inne ważne powody by je zrobić - po pierwsze, jakiś czas temu dostałam cudną przesyłkę... Pochwalić się nią miałam już wtedy, ale ciągle coś w tym mi przeszkadzało... teraz jednak nareszcie chwyciłam za aparat, bo... ale o tym za chwilę :P Co zatem było w tej przesyłce?

stara skandynawska forma do wafli

Kochana Dag-eSz pamiętała moje zachwyty nad jej wafelnicą i obiecała, że będąc w NO też mi taką skombinuje :) I jak powiedziała tak zrobiła! Jaka ona śliczna :)) Tzn. wafelnica, bo uroda Dagusi jest zupełnie osobnym tematem do zachwytów :) Kochana Moja - ogromne dzięki!! Moje kuchenne gadżeciarstwo dzięki Tobie czuje się bardzo dobrze:) Niestety nie udało się cyknąć ani jednej fotki wafelka z tego sprzętu - jak chwyciłam za aparat, zostały tylko takie jakie robiłam i pokazywałam wcześniej :)

A skoro już pokazuję to i dorzucę przepis - lody śmietankowe, kokosowe, lawendowe i mocca już były, ale truskawkowe jeszcze nie - a są równie proste i błyskawiczne w przygotowaniu! I jak każde lody u mnie, nie zawierają jajek, bo i boję się jednak surowych żółtek w lodach, i za takimi ciężkimi lodami nie przepadamy.

domowe lody truskawkowe bez jajek

Lody truskawkowe
  • 450g truskawek
  • niecałe 1/2 szkl. cukru
  • 250 ml śmietanki ( ja używam słodkiej 30%)
1. Truskawki zmiksować z cukrem, ubić smietankę i połączyć ją z truskawkami.
2. Nie zjeść wszystkiego, zostawic coś na  lody!
3. Masę przelać do maszynki do lodów i ukręcić, albo do pojemnika i wstawić do zamrażarki - wtedy lody będą gotowe po kilku godzinach - należy je jednak co jakiś czas przemieszać widelcem.

A skoro o lodach i wafelkach dziś mowa - dalszy ciąg cyklu "Kuchennych pomocników"

Lody można oczywiście robić i bez tej maszynki, metodą sorbetową (jak w przepisie powyżej), ale trwa to o wiele dłużej i jest dość pracochłonne. Maszynki są dwojakiego rodzaju - albo z wkładem - misą, który chłodzi się wcześniej w zamrażarce, a gdy mamy ochotę na lody wstawiamy ją do obudowy, włączamy urządzenie, wlewamy masę i po średnio 20-30 minutach mamy gotowe lody - ja mam taki wkład na stałe w zamrażarce i mogę przygotować lody, kiedy tylko najdzie mnie chęć :) Albo oddzielne urządzenie, z własnym agregatem chłodzącym, pozwalające robić jeden smak za drugim - super sprawa, tylko niestety o wiele, wiele droższa, no i zajmuje więcej miejsca...

maszyna do lodów

Maszynka taka zastępuje kilkakrotne mieszanie i długotrwałe schładzanie masy przy metodzie sorbetowej. Pozwala przygotowywać i klasyczne lody i sorbety; na raz można przygotować od 0,5 do 1 litra lodów. To urządzenie na szczęście można kupić już u nas łatwo - i dobrze, bo bardzo ułatwia życie lodowym maniakom :)


Na zdjęciu widać również gałkownicę - łyżkę, która bardzo ułatwia nakładanie ładnych kulek... ale przydaje się nie tylko do tego - super odmierza się nią równe porcje - np na muffinki czy kokosanki, można nią robić eleganckie kulki z ryżu czy puree ziemniaczanego - więc polecam jej zakup!

Mikser/malakser itp z funkcją kruszenia lodu
Przy okazji tego tematu warto też wspomnieć jaką możliwość daje urządzenie znajdujące się w kuchniach wielu osób :) Będąc kiedyś, kiedyś pierwszy raz we Włoszech spróbowałam granity i oszalałam na jej punkcie - lekki, cudownie orzeźwiający deser... i postanowiłam, ze po powrocie do domu zrobię sobie taką sama :) Udało się, gdy kupiłam mikser z funkcją kruszenia lodu, choć teraz równie często wykorzystuję do tego też wspomnianą maszynkę. Wystarczy drobniutko pokruszyć lód na maleńkie kryształki i dodać ulubiony syrop owocowy lub inne dodatki (przepisy wstawię innym razem :). Temu, kto tego dotąd nie próbował zrobić, bardzo polecam na tegoroczne lato :)


O ile przy produkcji lodów można, jak wspomniałam, obejść się bez maszynki, to z wafelkami jest już gorzej. Potrzebna jest waflownica, pozwalająca wypiekać cieniutkie wafelki, które potem formuje się w rożki, miseczki i inne wybrane kształty - można dzięki niej robić też np rurki z bitą śmietaną i słone krążki waflowe. Oczywiście nie jest to przydaś niezbędny - można serwować lody w pucharkach itd, ale jeśli mamy ochotę właśnie na wafelek? :) Wyróżniamy dwa rodzaje:
• elektryczne, działające podobnie jak gofrownica, ale wypiekające płaskie wafle:

waflownica

• ręczne, żeliwne - do użytku na kuchenkach i piecach, podobne do tej, którą dostałam od Dagmary.

W innych krajach, zwłaszcza w USA i Kanadzie dostępnych jest bardzo dużo modeli obu typów, z naprawdę przepięknymi wzorami - czasem aż szkoda byłoby je zasłonić lodem :) U nas niestety na razie wybór jest bardzo ograniczony... Ważne jest jednak, żeby nie pomylić jej z gofrownicą wypiekającą cienkie gofry (często w kształcie serduszek), na tym sprzęcie nie uzyskamy takich wafelków. Za to podobnie jak w przypadku gofrownicy warto zainwestować w dobrej jakości sprzęt, o większej mocy - bo w słabym i gofry, i wafle nie wyjdą tak smaczne (krótko była u nas inna waflownica i wafelki z niej albo się spiekały na heban albo były niedopieczone i gumiaste).

Używa się ich bardzo prosto - przygotowujemy ciasto (np z tego przepisu, polecam!), podobne do naleśnikowego, ale rzadsze nieco i niewielką ilość (ok. łyżki) rozprowadzamy na rozgrzanej płytce. Zamykamy urządzonko i chwilę czekamy, aż wafelek się zarumieni (bez podnoszenia wieczka, by nie porwać nieupieczonego jeszcze wafla). Kiedy już będzie złocisty zdejmujemy go z wafelnicy (najlepiej drewnianą szpatułką by nie zarysować powłoki i nie uszkodzić wafla) i błyskawicznie formujemy kształt gdy jest jeszcze gorący - kiedy wafelek się schłodzi, staje się kruchy i już nie da się ukształtować. Rożki formujemy owijając wafel wokół takiego plastikowego lub drewnianego stożka (często dołączony jest do wafelnicy), a miseczki - kładąc go na małej miseczce:

rożek do formowania wafli

A dlaczego teraz zainaugurowałam letnio-lodowy sezon? Z powodu pana listonosza :D który przyniósł pewną paczusię - wiedziałam co będzie skrywać i cieszyłam się jak nie wiem co! Bo... plastiku nie lubię, a jak widzicie na powyżej fotce, miałam plastikowy rożek do wafelków - i marzył mi się drewniany. Oczywiście u nas w sklepach rzeczonego niet. Szukałam długo, aż wreszcie wpadłam na pomysł by poprosić o pomoc kochaną Atenę - a w zasadzie jej Tatę :) A oni w tempie błyskawicy rozwiązali mój problem! I dostałam upominek, o jakim nawet nie marzyłam! Spójrzcie, jaki jest piękny :) Anetko, jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję - i Tobie i twojemu Tacie!!

Z takim sprzętem i tak cudownymi gadżetami jakie mam dzięki Atenie i Dagmarze - nie sposób było nie wyprodukować nieco pyszności, prawda?
Pozdrawiam,
ushii

PS
Ten post próbowałam wstawić cały dzień, niestety upały bardzo szkodzą mojemu komputerowi jak widać... nie wiem czy bedę miała cierpliwośc wojować z kolejnymi :/

Cukierkowe szaleństwo!

Oj, bardzo pastelowo-cukierkowo u mnie od pewnego czasu jest :)) Pisałam o błękitach - ale to tylko część słodkich akcentów. A wszystko za sprawą kolejnej przemiłej osoby, która poznałam dzięki blogowaniu i która pomogła mi w realizacji moich małych marzeń :) Ten post dedykowany jest tej właśnie osobie - dziękuję Helu! Otóż...

W czasie remontu mieszkania zrobiłam sobie pewną listę - wszystkich drobiazgów i duperelek jakie chciałbym sobie do tego naszego pierwszego mieszkania kupić. Oczywiście - przez te kilka lat dopisałam tam kilka przedmiotów, ale w sumie nie aż tak dużo (chociaż oczywiście M. uważa, że bardzo dużo :D ). Co ciekawe, dużo łatwiej przekonać M. do jakiegoś zakupu, gdy okazuje się, że figuruje on na mojej liście i nie jest to całkowicie spontaniczna i nieprzemyślana zachcianka :) Lista cieszy się też sporym zainteresowaniem w okolicach różnych świąt i nie zdarzają się wpadki z nietrafionymi prezentami... ale jej zdecydowanym minusem jest brak wolnego miejsca na nowe rzeczy, chociaż drukując ją przezornie zostawiłam kilka wolnych linijek :) Na całe szczęście na książki mamy oddzielną listę :)

W każdym razie z żelazną konsekwencją realizuję pomalutku tą listę - i coraz więcej na niej czarnych kresek i coraz mniej do upolowania - i całe szczęście, bo kartka ledwie już się trzyma w jednym kawałku :) I muszę tu z całą mocą podkreślić, że wielu z tych cudeniek nigdy bym nie miała - gdyby nie Wasza pomoc! Bardzo dziękuję, że urzeczywistniłyście tak wiele z moich cichutkich pragnień - jesteście kochane! A ostatnio, właśnie dzięki Heli, znów coś wykreśliłam na mojej liście... Co? Między innymi następujące podpunkty :)

• "różowa miska z dziubkiem"
No bardzo chciałam mieć! Ceramiczne: 2 białe, 1 błękitną (te już niedawno tutaj pokazałam) i 1 różową, "z dziubkiem". I mam!! A na dokładkę jeszcze błękitną malutką, no nie mogłam się jej wprost oprzeć :)) Idealna przy oddzielaniu żółtek i innych takich czynnościach - nie planowałam jej, ale teraz ciągle bardzo mi się przydaje (ale M. oczywiście pyta - a gdzie ona była na tej liście? Hmm...).

różowa i miętowa miska ceramiczna ib laursen, ceramiczna biała deska do krojenia

• "różowy dzbanek ceramiczny"
Lubię kwiaty wstawiać do dzbanków, prawdziwych wazonów nie mam zbyt dużo... mój biały, przemalowywany, pokazywałam już dawno (też był na liście - "biały wazon metalowy wysoki"!), białych malutkich dzbanków-mleczników używam do małych bukiecików ciągle, a brak było tylko tego pośredniego. Koniecznie różowego! Odhaczony :)

ceramiczny dzbanek różowy pastelowy IB Laursen

• "błękitny dzbanek ceramiczny"
No dobra, tu trochę naciągam, dopisałam taki do listy później, jak zobaczyłam go kiedyś na jakimś zdjęciu i zapragnęłam posiąść... co ja mam z tymi dzbankami?

ceramiczny dzbanek błękitny pastelowy IB Laursen

• "klosz szklany z ozdobnym wzorem"
Już się tu zaplątał na kilka zdjęć :) Ale oficjalną premierę ma teraz... oj, taki klosz, koniecznie ozdobiony chodził za mną, hohoho... i nareszcie, nareszcie! Teraz jeszcze ładną podstawkę, taki metalowy talerzyk, pod niego muszę znaleźć. Ale zdradzę Wam, że jest u mnie jeszcze inny klosik - lecz nie mogę go jeszcze pokazać, więc na razie cicho sza :) Jeszcze żebym umiała takie ładne kompozycje pod nimi układać, jak czasami widuję na różnych fotkach...

szklany klosz grawerowany

Jak widać ogródkowe peonie się zawzięły i nie chcą rozkwitnąć... zobaczymy kto kogo przetrzyma :) 

szklany klosz grawerowany, dekoracja wiosenna  - gniazdko, ptaszek

I to jeszcze nie wszystko wcale, co mam z mojej listy dzięki Heli... i jakby tego wszystkiego jeszcze było mało, sama sobie niedawno kilka innych cukierków zrobiłam/przerobiłam/uszyłam. Ale o nich już innym razem, bo takiej dawki słodkości nikt by nie zniósł :) A najciekawsze jest to, że na podstawie zdjęć które tu pokazuję, można pomyśleć, że nasze mieszkanie jest jak pokój małej dziewczynki - a w rzeczywistości to wszystko jakoś tak tylko w drobnych akcentach po całym domu wędruje i wcale cukierkowo nie mamy, zapewniam :)

Pozdrawiam ciepło i wszystkim, którzy nadal czują się dziećmi - życzę wszystkiego najlepszego w dniu naszego święta :))
ushii

PS
Pamiętam o obiecanych turkusach, będą, będą :)