Kilka dekoracji świątecznych... post odrobinę zeszłoroczny :)

Święta zbliżają się już coraz szybszymi kroczkami - więc pokażę kilka tegorocznych pomysłów na dekoracje i ozdoby. Ale... będzie dziś też kilka zeszłorocznych zdjęć - rok temu postanowiłam uwiecznić kilka drobiazgów ku pamięci. Niestety, opublikować ich już nie zdążyłam - kto tu zagląda trochę dłużej, wie dlaczego. Pozwólcie zatem, że dziś zanurzymy się w świątecznym nastroju... uwaga, dużo zdjęć! :)

vintage francuskie klocki alfabet świąteczna dekoracja / vintage christmas decoration

Najpierw będzie muchomorzasto.

Że motyw muchomorków i kropek na czerwonym tle lubię, to chyba nikogo przekonywać nie muszę...W zeszłym roku dostałam od mojej mamy trzy malutkie bombki-staruszki. Na choince się znalazły, ale zdjęć jak wiadomo nie było. A w tym roku - moja grzybowa kolekcja znacząco się powiększyła :) Bo trafiły do mnie całkiem licznie takie słodziaki - i to nie wiszące, a z klipsikiem, co mi się niezmiernie podoba! A najciekawsze, że trafiłam na nie w zwykłym spożywczaku...

bombki muchomorki na klamerce

I jeszcze zeszłoroczna fotka:


Pokazywałam niedawno bombki ze szkła postarzanego, srebrzonego i patynowanego, o których marzyłam od zeszłego roku i wreszcie udało mi się upolować ich całe pudełko. Ale moją kolekcję udało mi się teraz powiększyć! Dorwałam je jeszcze w trochę innych kształtach i mam już całkiem przyjemny zbiorek... ale jak sroka i tak nie mam dość :)

boże narodzenie - okno - świąteczna dekoracja

boże narodzenie - okno - świąteczna dekoracja

boże narodzenie - okno - świąteczna dekoracja

Przepadam za takim szkłem! Do tej pory niestety miałam tylko taki wazonik, ale na szczęście coraz częściej pojawiają się w naszych sklepach przedmioty z takiego szkła i mam nadzieję powiększyć nieco swoją kolekcję ozdób całorocznych... a w dodatku mam plan sama takie coś wyprodukować - jeśli się mój plan powiedzie to się pochwalę :)

A wracając do fotek wyżej - nowe są też reniferki... na nie też miałam ochotę jeszcze rok temu; jak nie przepadam za brokatem, tak zachciało mi się całych srebro-brokatowych :) Wtedy przez wypadek kupić ich nie zdążyłam, a teraz same mi wpadły w ręce :))


Oczywiście nie wszystkie ozdoby są sklepowe, jak co roku pojawią się u nas i te własnoręcznie przygotowane. Dwa lata temu pokazywałam ozdoby z masy plastycznej i solnej, pachnącej piernikiem (tutaj oraz tutaj), rok temu - malowane drewniane koniki a także kalendarz adwentowy, który cieszył się wśród Was dużym zainteresowaniem :) A dziś - widoczne na samym początku klocki... dostałam je kiedyś w prezencie i oczywiście od razu przemalowałam - ale o tym innym razem, dziś mała dekoracja z ich wykorzystaniem :) 

Mam też fotkę jeszcze jednej zeszłorocznej dekoracji - trochę zabawy przy malowaniu było, ale efekt z pewnością był tego wart. Pojawiły się tu co prawda, ale tylko na drugim planie, bo niestety, lepszego zdjęcia już nie było jak zrobić i nie miały swoich pięciu minut :) Może w tym roku? Bo z całą pewnością lada moment wyciągnę te przeurocze choineczki na stałe:

boże narodzenie - świąteczna dekoracja choinka ażurowa

Dziś to tyle, będzie więcej, obiecuję... Ale jeszcze pewna drobnostka na koniec została :) Może ktoś zauważył na zdjęciach pewną ozdobę, której tu jeszcze nie pokazywałam? A było tak...

Był post o ptasiej klatce i mojej jej przeróbce. Z efektów tych zmian byłam bardzo zadowolona, ale niestety - klatka była ciut za mała by stać w miejscu, które dla niej przewidziałam - i słabo było tam widać w efekcie dekoracje, które w niej ustawiałam. Szczęśliwie ledwie skończyłam ją przerabiać - na jakiejś wyprzedaży w ręce wpadła mi jeszcze jedna, tym razem w idealnym rozmiarze :) Pierwsza klatka powędrowała wobec tego do mojej Mamy i świetnie się u niej wpasowała, a ja - oczywiście zabrałam się za przeróbkę tej nowej...


Wyglądała tak jak widać powyżej. Kilka chwil  mojej pracy z piłką, kilka doklejonych listewek, w tym czasie M. konstruował drzwiczki...


Musiałam koniecznie dorobić jej te łuki, drzwiczki i ozdobne zwieńczenia kolumienek - bo inspiracyjnych zdjęć klatek z takimi ozdobami miałam zapisane całkiem sporo. Zatem, proszę - wszystko to już mam :) A nowa klatka w każdym szczególe wygląda tak jak sobie wymarzyłam i strasznie mi się podoba!

drewniana klatka dla ptaków / vintage wooden birdcage

Próbowałam uchwycić jeszcze jedną zimowo - świąteczną dekorację pomysłu mojej Mamy związaną właśnie z klatką, ale chyba niestety się nie udało. Pomiędzy świeczkami schowany jest mały łańcuch ledowych lampek z Ikea (na baterie). Bardzo fajnie i nastrojowo to wygląda :)


boże narodzenie - świąteczna dekoracja

Pozdrawiam ciepło,
ushii

PS
Oczywiście post sam nie raczył się opublikować, całe szczęście, że musiałam na chwilę włączyć komputer - już wysyłam obiecany post :)

Bardzo dziękuję za każde życzenia urodzinowe i powrotu do zdrowia! Niestety, to nie ma nic wspólnego z przeziębieniem i chodzenie w czapce na to nie pomoże :( więc tym bardziej dziękuję za ciepłe słowa i myśli, bo bardzo takie życzenia mi się przydadzą!

Witam urodzinowo! {Zapisy na candy zakończone/Giveway Closed}

No właśnie - witam serdecznie wszystkich blogowych gości w moich skromnych progach w tym radosnym dla mnie dniu :)

Wybaczcie, że nie odpisałam na żadne maile i komentarze od czasu ostatniego posta - niestety zdrowie znów postanowiło mi konkretnie dokopać :/ Mam nadzieję, że wkrótce nadrobię zaległości... Jednak dziś tu wpadam - niestety tylko na chwileczkę - ale przecież tradycja zobowiązuje :) Bo, jak co roku na swoje urodziny, rozdaję prezenty - tym razem takie skromne... ale świąteczne!

Zasady candy takie jak zawsze, losowanie - żeby było jeszcze milej - w mikołajki. A co to będzie? Skoro okazje dwie to i prezenty są dwa:

Po pierwsze - cóż może być bardziej na czasie jeśli nie choinkowa ozdoba? A u mnie to może być tylko coś trochę retro, niczym stara zabawka sprzed lat... i do tego koniecznie konik, prawda? Proszę, oto on:

vintage christmas ornaments

A nagrodą nr dwa jest foremeczka do speculaas - przepysznych świątecznych pierniczków. Pamiętacie post o foremkach? Dużo osób wtedy pisało mi, że marzy o takiej... zatem proszę bardzo - jeśli są nadal jacyś chętni, to za kilka dni ktoś stanie się szczęśliwym posiadaczem tej całkiem nowiutkiej, która właśnie trafiła w moje ręce:)


foremka do speculaas

Chętnych do zabawy zapraszam serdecznie!
A jutro tez proponuję tu zajrzeć - bo jeśli blogger niczego nie skopsa - będzie pierwsza porcja moich świątecznych dekoracji :)
Zapraszam!
ushii

PS
Przykro mi, że tym razem nie będą mogły brać udziału w losowaniu osoby anonimowe - ale ilość spamu jaka pojawiała się w komentarzach już jakiś czas temu niestety zmusiła mnie do zablokowania tej możliwości :(

Dwa lata...

Znów miało być o czymś innym i znów tamto będzie musiało poczekać :) Bo jestem taka szczęśliwa, że muszę się tym moim szczęściem podzielić! Zatem będzie dziś jak nie u mnie: bardzo króciutko i monotematycznie, z jedną fotką tylko - w dodatku dziadowską, bo mój aparat jeszcze nadal na przeglądzie w serwisie. Ale z całą toną szczęścia :)

Dwa lata. Prawie tyle czasu upłynęło, odkąd dostałam pewnego maila. A ponieważ mail ten napisała Ita, musiało w nim się oczywiście znaleźć coś, co mnie absolutnie zachwyciło i na co momentalnie zachorowałam...

Wejść w posiadanie osobistego fotela chciałam od zawsze - ale nie mogłam trafić na wzór, który w całości by mi odpowiadał - a nie lubię przedmiotów, które zadowalają mnie tylko częściowo - to tak jak z facetem, musi być miłość od pierwszego wejrzenia i na 100% :D I tak właśnie się stało, gdy zobaczyłam zdjęcia świeżo upolowanej zdobyczy Ity - od tamtej pory beskutecznie poszukiwałam też takiego. Raz nawet prawie, prawie się udało, nawet na nim usiadłam, ale niestety, nie było możliwości go kupić. Nie mogłam odżałować :( I trzymała mnie ta choroba do wczoraj... gdy całkiem przypadkiem odnalazł się lek, w dodatku ładniejszy i tańszy niż ten nieodżałowany! I w efekcie wczoraj dostałam prezent... hmmm, w zasadzie tegorocznogwiadkowy/zeszłorocznourodzinowy - bo już na poprzednie urodziny go dla mnie planowano - tylko niestety, Warszawa nie jest miejscem, w którym można łatwo trafić na takie cuda. Chyba że odnowione, albo stylizowane, za ciężkie tysiące... Ale cuda się zdarzają :) I dostałam go tydzień przed moimi tegorocznymi urodzinami! Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego prezentu!

Proszę Państwa, oto mój wymarzony i ukochany już fotel:

francuski fotel uszak

Zwykle pokazuję już meble po przemianie, z dokumentacja "przed" i "po". Dziś będzie tylko "przed" - ponieważ realizacja "po" trochę prawdopodobnie się przeciągnie - nie będę raczej jej zaczynała przed świętami, bo to dość pracochłonne i boję się ze się nie wyrobię, a w dodatku fotel jest w świetnym stanie, jedynym mankamentem jest tylko ugnieciona poducha siedziska. Ale nie wytrzymałabym tyle czasu bez pokazania tutaj tego fotela, bo tak się z niego cieszę, ze pękłabym chyba milcząc tak długo. Kiedyś pokazywałam już przemianę foteli, które mam właśnie dzięki pomocy Ity, o tutaj - pamiętacie?

Ten będzie odmieniony nieco inaczej, ale również zyska lnianą tapicerkę... wiem, że ta tkanina gobelinowa to super sprawa, zwłaszcza, że zachowała się w idealnym stanie, ale mimo wszystko chcę inaczej - więc planuję ją bardzo delikatnie zdjąć (i zachować). Boję się tylko czy poradzę sobie z tym co w środku, bo z gąbkowym siedziskiem byłoby łatwo i przyjemnie, ale to mebel jeszcze sprzed czasów takich udogodnień. Ale mam nadzieję, ze dam radę - trzymajcie za mnie kciuki!

A teraz niestety uciekam do lekarza :/ 
Pozdrawiam,
ushii

Szafka, czyli post nieco techniczny

 Wrrr, znów jak nie urok to przemarsz wojsk... wczoraj była śliczna pogoda do robienia zdjęć - to aparatu nie miałam, bo oddałam go do przeglądu - dziś jak skombinowałam wreszcie zastępczy to pogoda fatalna.  I zdjęcia byle jakie... ale nie chciałam już dłużej odwlekać posta, więc są jakie są :) A zatem...

stara szafka - odnowiona / vintage cabinet renovation

Była sobie szafka. Znaleziona koło mieszkania mojej mamy, solidna i w dobrym stanie - niestety większość czasu spędziła w piwnicy, bo nikomu do niczego nie pasowała. Aż nastąpiły u nas spore zmiany i potrzebna mi się stała szafka pod lampę... no ale mi również się ta staruszka nie podobała - nie przepadam za takimi zaokrągleniami blatów i boczków; więc, co może zbulwersuje niektórych - postanowiłam ją przerobić. I tak też się stało... Wyglądała tak:


Wymontowaliśmy  i przecięliśmy na pół drzwiczki, przerobiliśmy nieco blat, zmontowaliśmy z kilku deseczek większą szufladę, a na koniec ozdobiliśmy różnymi listewkami itp...


I tak powstała szafeczka w trochę innym stylu, która teraz nam się podoba :) a ja mam mebelek dokładnie taki, jak mi się zamarzył i to za darmo! No ok, za koszt resztek farby z puszki i kilku listewek ze schowka :P Myślę jeszcze nad ozdobieniem listewkami szuflady, ale na razie nic nie zdecydowałam - bo tak tez mi się podoba. I idealnie pasuje mi do tego kącika :))

stara szafka - odnowiona / vintage cabinet renovation

 A na koniec, jako tą wisienkę na torcie - zamontowałam uchwyt do szuflady, który dostałam - z malutkim wyprzedzeniem - w prezencie urodzinowym od mojej kochanej Agusi! Podoba Ci się kochana?? Dziękuję jeszcze raz przeogromniaście :)))

stara szafka - odnawianie i malowanie mebli poradnik

To dopiero pierwsza z moich przeróbek i zmian, które mam do pokazania... i to w dodatku najmniejsza! Ktoś kto dobrze zna moje wnętrza nawet na powyższych fotkach to zauważy :)) Nagromadziło się tego od groma i czas najwyższy je zacząć ujawniać - więc będzie bardzo przeróbkowo niedługo (jak tylko aparat do mnie wróci, bo tym zastępczym to żadna zabawa). A skoro o przerabianiu i odnawianiu mebli mowa...

Ponieważ odstaję bardzo dużo maili z pytaniami jak odnawiam meble i od dawna już obiecuję o tym tu opowiedzieć - dziś z okazji moich przeróbek meblowych -  będzie krótkie podsumowanie, czyli "jak to robimy my" :P


1. Usuwanie starych powłok

Jeśli chcemy, by nowa farba dobrze się trzymała - warto usunąć starą. Usuwać ją można:

- mechanicznie - szlifierką (oscylacyjną albo tzw deltą, na zdj. z przodu) lub ręcznie papierem ściernym - zaczynając od grubszych papierów (60-80 w zależności od powierzchni - trzeba dobrać taki papier by nie robić rys) i stopniowo przechodząc do coraz drobniejszych granulacji (np 120).



- chemicznie - za pomocą różnych dedykowanych specyfików do usuwania starych powłok - nakładamy je, odczekujemy chwilę i ściągamy łuszczącą się farbę szpachelką. Potem szlifujemy resztki papierem ściernym - niestety niektóre farby po takim zabiegu lubią się mazać i dużo trudniej je usunąć do końca, więc lepiej to najpierw przetestować na małym kawałku...

- opalarką - farba złuszcza się pod wpływem ciepła, w czym pomagamy jej szpachelką. Trzeba tylko uważać ze zbyt długim podgrzewaniem w jednym miejscu i ze zbyt małej odległości, by nie przypalić drewna. Resztki farby usuwamy oczywiście papierem ściernym.


2. Przygotowanie do malowania

Jeśli mebel jest drewniany - wygładzamy jego powierzchnię drobnym papierem, starannie usuwamy pył po szlifowaniu (inaczej przyklei się do pędzla i na nic nasz wysiłek), jeśli trzeba też odtłuszczamy i gotowe.

Na tym etapie trzeba też uzupełnić ubytki szpachlą - oczywiście jeśli to konieczne i jeśli oczekujemy gładkiego i równego efektu; po wyschnięciu starannie takie miejsca szlifujemy. Jeśli malować będziemy kryjącą farbą - wystarczy biała akrylowa szpachla, bardzo  łatwa do szlifowania. Ja używam takiej:


Jeśli mebel będzie bejcowany, kryty barwiącym woskiem itd - należy użyć szpachli w kolorze o ton jaśniejszym od docelowego koloru mebla (więcej o tym będzie za chwilę).

Pytaliście mnie również jak poradzić sobie z meblem z płyty. Jeśli okleina jest naturalna to postępujemy podobnie jak z meblem drewnianym, uważając by nie zeszlifować zbyt mocno i nie uszkodzić jej cienkiej warstewki. Jeśli okleina jest foliowa - szlifowanie itp zabiegi oczywiście odpadają - jednak taki mebel też można pomalować, ale trzeba pamiętać, że farba może się trzymać o wiele słabiej, łatwiej odpryskiwać i łuszczyć się (w dużej mierze zależy to też od jakości farby, dlatego - w miarę możliwości - warto zainwestować w jak najlepszą). Najlepiej zaopatrzyć się w drobną wełnę stalową, albo w bardzo drobny papier ścierny - i zmatowić powierzchnię przed malowaniem - zwiększy to przyczepność farby (istnieją też specyfiki zwiększające jej przyczepność, ale takie matowienie jest konieczne mimo wszystko - i nie trwa to długo). Koniecznie trzeba też odtłuścić mebel (i odpylić oczywiście).

My nie mamy takich mebli, bo wolimy naturalne drewno, więc nie mogę takich przykładowych realizacji za dużo pokazać. Z jednym wyjątkiem - płyta zwieńczająca naszą garderobę była w takiej właśnie okleinie imitującej drewno - jako jedyna ostała się z konstrukcji pozostałej po poprzednich właścicielach naszego poddasza i pokryliśmy ją identycznie jak nowe drzwi - po kilku latach żadnych śladów użytkowania na niej nie ma (jednak jest dość wysoko i nie jest mocno narażona na uszkodzenia).


Płyciny drzwi schowka robiliśmy z płyt mdf, ale naturalnych, bez okleiny - drzwi użytkowane intensywnie codziennie od 6 lat i brak śladów zużycia jak widać...

przestrzeń pod skosem - przechowywanie

3. Malowanie

Jeśli chcę pokryć mebel warstwą kryjącą - używam dobrych farb akrylowych do drewna i metalu w wersji matowej lub półmatowej, a maluję wałkiem gąbkowym i pędzelkiem.

Najpierw pędzelkiem malujemy narożniki i inne kąciki, potem wałkiem płaskie powierzchnie. Jednak żeby uzyskać trwałą powłokę nie korzystamy z zaleceń jakie umieszczają producenci farb na puszce - malujemy dobrze odciśniętym wałkiem i kładziemy kilka cienkich warstewek, a nie dwie grube - może dłużej trzeba czekać na ostateczny efekt, ale jest on trwalszy. Każdej warstwie dajemy też porządnie wyschnąć - tyle ile podaje producent, bo zapewnia to optymalne połączenie się warstw ze sobą. W efekcie cieszymy się meblami, które po kilku latach intensywnego użytkowania nie mają żadnych odprysków.

Jeśli farbę kładziemy na surowe drewno - po pierwszym malowaniu nawet dobrze wyszlifowanego mebla podniesie się tzw. włos. Włókienka drewna pod wpływem wilgoci puchną i się unoszą - efektem jest mniej lub bardziej szorstka powierzchnia. Dlatego po wyschnięciu pierwszej warstwy szlifujemy jeszcze raz - ale tym razem bardzo drobnym papierem (np 400) i tylko delikatnie, bez silnego nacisku - po kilku ruchach już poczujemy gładką powierzchnię pod palcami, więc idzie to błyskawicznie. Odpylamy (!) i można kłaść koleją warstwę (nie trzeba tego oczywiście powtarzać przy kolejnych warstwach farby).

Nie zabezpieczam dodatkowo tak pomalowanych mebli żadnym lakierem itp, bo a) nie widzę konieczności, nasze powłoki są wystarczająco trwałe, b) nie lubię błyszczących powierzchni, a jak dotąd nie spotkałam się z naprawdę matowym (i łatwo dostępnym) lakierem do mebli - każdy choć odrobinę zażółca białą farbę i każdy choć trochę się jak dla mnie błyszczy - pomijam tu lakiery decou, które jednak do dużych mebli nie bardzo cenowo by wyszły :). Nie używam też farb alkidowych - niby wg producentów mają być o wiele nowocześniejsze od starych olejnych, nie błyszczeć się tak, nie śmierdzieć (nieprawda!) - ale próbowałam nimi malować i wg mnie mebel wygląda jak utopiony w takiej farbie, nie czuć już drewna pod spodem - po prostu nie podoba mi się taki typ wykończenia.

Shabby chic w moim wydaniu - osiągam bardzo popularną techniką. Przed położeniem warstw jasnej, docelowej farby kładę warstwę ciemniejszą, np. brązową, grafitową - ale tylko w miejscach gdzie planuję robić przetarcia - na kantach, rantach itp. Kiedy farba wyschnie przecieram ją świeczką, a następnie normalnie maluję na jasno. Kiedy wszystko ostatecznie wyschnie - przecieram te same miejsca drobniutkim papierem ściernym - dociskając z różną siłą. Lepiej robić to stopniowo, niż od razu zetrzeć za dużo.


Natomiast gdy chcę osiągnąć transparentny efekt i tylko zabarwić drewno - używam bejc, wosków i lakierów satynowych. Pamiętać jednak trzeba, że bejca nie zabarwi białej szpachli, dlatego trzeba wtedy używać takiej w kolorze drewna - o ton jaśniejszej od docelowego koloru mebla. Ale przy większych szpachlowaniach może to i tak być widoczne, trzeba więc przemyśleć, czy na pewno taki efekt chcemy osiągnąć.

Preparat wcieram szmatką i ścieram nadmiar. Po bejcowaniu też podnosi się włos, więc również go usuwam. Na koniec pokrywam mebel woskiem - albo bezbarwnym lakierem (nie błyszczącym, matowym lub satynowym). Polecam zwłaszcza V33 - wcieram go ręcznikiem papierowym i w efekcie w zasadzie nie widać, że mebel jest polakierowany, wygląda jak woskowany.

Pobielanie mebli, z zachowaniem rysunku słojów, również można wykonać z użyciem bejc i wosków, tak jak powyżej. Albo taniej - rozwodnioną farbą akrylową do drewna, dobrze się sprawdza na mniejszych przedmiotach. Mieszam jej odrobinę ze sporą ilością wody i nakładam szerokim miękkim pędzlem, często specjalnie niezbyt równo. 
 
 

Identycznie robię, gdy chcę np lekko "zszarzyć" drewno, by wyglądało na starsze, zniszczone, tylko używam szarej, odrobiny brązowej  i białej farby. Wycieram jej nadmiar - lepiej położyć kolejną warstwę jeśli efekt wyjdzie zbyt słaby, niż przedobrzyć. Przygotowanie drewna wygląda oczywiście podobnie jak we wcześniejszych podpunktach.


I to tyle na dziś... pozdrawiam!
ushii

Rogale Św. Marcina

Ten post piszę już trzeci rok z rzędu i zawsze nie mogę skończyć :D Bo za każdym razem nie zdążę sfotografować tych rogalików... ale tym razem już nie odpuściłam :) Wiem, że miał być post wnętrzarski, ale trochę zdrowie mi odmówiło współpracy i nie dałam rady - więc dziś kulinarnie jeszcze. Oto moje wypieki świętomarcińskie - poznaniacy wiedzą co dobre :)) 
Przepis od jak zawsze niezawodnej Bajaderki z Cina, choć minimalnie zmodyfikowałam po swojemu. Nie wiem czy jest ortodoksyjny, ale smakowo niczym się nie różni od oryginalnych rogalików... Polecam!!

rogale św. marcina

Rogale marcińskie
  • 1 szkl. ciepłego mleka
  • 20g świeżych drożdży
  • 1 jajko
  • ½ łyżeczki ekstraktu z wanilii
  • 3,5 szkl. maki
  • 3 łyżki cukru
  • szczypta soli
  • 225g miękkiego masła
  • 1 jajko rozbełtane z odrobiną mleka do posmarowania
nadzienie:
  • 30 dag białego maku
  • 3/4 szkl. cukru pudru
  • 10 dag orzechów włoskich
  • 10 dag migdałów
  • 2 łyżki gęstej śmietany
  • 10 dag marcepanu (niekoniecznie - ja nie daję)
  • 1 łyżka kandyzowanej skorki pomarańczowej (też nie daję)
lukier:
  • 1 szklanka cukru pudru
  • 2-3 łyżki mleka
  • posiekane migdały/orzechy do posypania
1. Drożdże rozetrzeć z cukrem, dodać mleko, jajko, wanilie i lekko wszystko wymieszać. Mąkę i sol wymieszać i rozetrzeć palcami z 2 łyżkami miękkiego masła.
2. Dodać rozczyn wymieszać z mąką i króciutko wyrobić - tylko do momentu kiedy ciasto stanie się gładkie (bardzo szybko przestaje się lepić). Uformować je w prostokąt, ułożyć na oprószonej maka desce, przykryć folia i schłodzić w lodowce ok. 1 godziny.
3. Schłodzone ciasto przełożyć na stolnice i rozwałkować na prostokąt o wymiarach 30x15cm, krótszym bokiem do siebie. Rozsmarować równomiernie na cieście masło (zostawić 1/2cm margines dookoła). Wzdłuż dłuższego boku złożyć górną  1/3 ciasta, następnie złożyć dolna cześć tak aby przykryła to złożenie (tak jak składamy kartkę papieru). Delikatnie wywałkować w prostokąt 25x17cm,  jak najmniej podsypując mąką (ja nigdy nie miałam konieczności podsypywać). Złożyć tak jak poprzednio i schłodzić przez 45 minut. Powtórzyć proces 3 razy, chłodząc ciasto miedzy wałkowaniami przez 30 minut. Włożyć ciasto do lodówki na co najmniej 5 godzin, a najlepiej na cala noc. Wyjąć na ok. 20 minut przed planowanym pieczeniem.
4. Mak i orzechy i migdały sparzyć gorącą wodą, po 15 minutach odcedzić, zdjąć skórkę z migdałów i zmielić wszystko dwukrotnie w maszynce. Marcepan rozetrzeć mikserem z cukrem pudrem, dodać zmielony mak, okruszki biszkoptowe i skórkę pomarańczową. Dodać śmietanę - ale tylko tyle by uzyskać dość zwartą, ale plastyczna masę, niekoniecznie trzeba zużyć cala ilość śmietany podanej w składnikach. Nadzienie również można przygotować dzień wcześniej.
5. Wywałkować na prostokąt o wymiarach mniej więcej 65x35cm i przeciąć wzdłuż długiego boku na 2 części. Każdy powstały w ten sposób pasek pokroić na min. 12 trójkątów (mi wychodzi zawsze 1-2 więcej).
Ja zawsze jeszcze lekko rozcinam każdy trójkąt u podstawy  - o wiele łatwiej dzięki temu zwijać ładne rogaliki.


Rozsmarować nadzienie zostawiając mały margines - zwijać w rogaliki zaczynając od podstawy, rogaliki formować w lekki łuk  - końce skręcać ku ostremu końcowi trójkąta (dzięki temu rogalik się nie rozwinie).


Ułożyć na wyłożonej pergaminem blasze, przykryć i zostawić do wyrośnięcia aż podwoja objętość, ok. 1 godziny.
6. Rozgrzać piekarnik do 180ºC, wyrośnięte rogale posmarować jajkiem rozbełtanym z mlekiem i piec ok. 20 minut aż się ładnie zezłocą. Studzić na drucianej siatce; jeszcze cieple polać lukrem. Posypać posiekanymi migdałami.

Opis wydaje się długi i strasznie pracochłonny, ale w rzeczywistości pracy jest mało, bo i zagniatanie i kolejne wałkowania trwają dosłownie chwilę, więc naprawdę warto  :)

rogale św. marcina

A tu jeszcze przekrój :) Te rogale są tak pyszne, że pojawiają się u nas nie tylko 11 listopada - chociaż z białym makiem robię tylko na tą okazję.
Udanego weekendu! Ja niestety się kuruję nieco :)
ushii

Listopadowo - kolorowo!

Wyjątkowa jest jesień w tym roku - ładniejsza niż lato :) Nawet listopad, który dla mnie zawsze kojarzył się tylko z deszczami i wcześnie zapadającym zmrokiem, wyjątkowo nas rozpieszcza jak dotąd... a dziś zapowiada się kolejny przepiękny i cieplutki dzień (mam nadzieję, że ten post grzecznie opublikuje się, gdy ja będę się byczyć z dala od komputera :)! Ale jednak to listopad i chociaż na drzewach jeszcze dużo rudozłotych liści, to mnie jak co roku o tej porze chce się kolorów - więc je sobie serwuję na różne sposoby :) Miałam napisać post o czymś zupełnie innym, ale wczoraj z rana zrobiłam coś małego i szybkiego, co dało mi odrobinę radości i naładowało akumulatory - więc tym się dziś podzielę :P

Przypadkowo wyciągnęłam pojemnik z guzikami. I szkoda mi się zrobiło, ze tak siedzą zamknięte w słoiczku, zamiast cieszyć swoim widokiem... pomysł przyszedł mi do głowy od razu. A ponieważ był banalnie prosty - jego realizacja nastąpiła równie szybko...


Guzikowe magnesy
Potrzebujemy:
  • kolorowe guziki, najlepiej duże (min. 3cm średnicy)
  • malutkie magnesiki albo folię magnetyczną przyciętą w okręgi o średnicy ciut mniejszej niż średnica guzików (np. z gratisowych magnesików dołączanych do różnych serków i jogurtów)
  • kolorowe nici albo muliny
  • pistolet z klejem na gorąco (zapomniałam ustawić go do fotki :D)
  • igła albo szydełko
  • ewentualnie dowolne ozdoby do dalszej dekoracji magnesów

1.Przeciągamy nitkę albo mulinę przez oczka guzika, tak jakby był przyszyty (fajnie wygląda np. w kontrastowym kolorze). Zrobiłam mały fotoreportaż dla muliny:


2. Smarujemy tył guzika klejem z pistoletu - można użyć również innego kleju ale ten dobrze zniweluje nierówności i wypełni szpary między magnesem i guzikiem. Szybko przykładamy magnesik na środku (trzeba zwrócić uwagę na przyłożenie dobrą stroną - żeby potem magnes przyklejał się do podłoża!). Jeśli korzystamy z folii magnetycznej od razu kładziemy całość na czymś płaskim, guzikiem do góry i tylko leciutko dociskamy - wtedy magnes nie wygnie się i będzie płaski, dzięki czemu lepiej będzie dolegał do podłoża (guziki przeważnie są odrobinę wypukłe).


I to cała robota :))

magnesy z guzików

Można oczywiście dalej ozdabiać, dodać np jakieś drobiazgi - gałązki, wstążeczki, motylki i co tylko jeszcze przyjdzie do głowy... Ja do jednego guzika dołożyłam o wiele więcej... i powstała zawieszka dla pewnej słodkiej dziewczynki - mój pierwszy gościnny projekt dla C4Y, o którym jeszcze dziś będzie można więcej przeczytać na firmowym blogu :)

zawieszka - scrapbooking ushii

zawieszka - scrapbooking ushii

Inna wersja magnesów - również z mini tutorialem - do obejrzenia tutaj.
Do zobaczenia po weekendzie! Będzie wnętrzowo tym razem :)
Pozdrawiam,
ushii


PS.
Mam nadzieję, że 1 listopada spędziliście miło i spokojnie... My podróżowaliśmy z przygodami, bo znaleźliśmy się koło lotniska oczywiście właśnie wtedy, gdy pojawiły się te problemy z samolotem - i zrobiło się niewesoło, wszędzie dużo policji na sygnale i w ogóle. Pierwszy raz w życiu jechałam puściuteńką całą Al. Krakowską aż do Sękocina - kto zna Warszawę ten wie o czym mówię :) Cieszę się, że nikomu się nic nie stało.