Różowo-rabarbarowo czyli mamowe święto w moim wydaniu :)

Powiem szczerze, fajnie jest świętować Dzień Matki :) Bo lubię szykować miłe upominki i coś słodkiego specjalnie dla swojej Mamy... Choć, mówiąc otwarcie, raczej się wybitną oryginalnością tu nie wykazuję, bo bardzo często jest to książka (bo co innego bardziej ucieszy mole książkowe, którymi i Mama, i ja jesteśmy?) i jakiś bezowy specjał, druga miłość mojej Mamy - ale po co kombinować, jeśli właśnie to sprawia Jej najwięcej przyjemności? Regularnie zatem przygotowuję takie właśnie słodkości (i podaję na nie przepisy - patrz niżej) i tym razem też tak było :) Pomysł kiedyś wpadł mi w oko u Marthy Stewart, ale proporcje wykorzystuję własne, prawie zawsze takie same w różnych bezowych wypiekach.

Bezowe babeczki z rabarbarem i truskawkami
Bezowe babeczki z rabarbarem i truskawkami
  • 3 białka
  • 150 gr cukru
  • 1 łyżeczka mąki ziemniaczanej
  • ok. łyżeczki soku z cytryny
nadzienie:
  • 400 gr rabarbaru
  • duża garść truskawek
  • 2 łyżki cukru
  • odrobina wody (ok. 3-4 łyżek)
  • śmietana 30% - ilość wg upodobań
  • cukier puder  (ok. łyżki, zależnie od ilości śmietany), ewentualnie nieco cukru waniliowego 
1. Ubić białka na sztywno, pod koniec stopniowo dodawać cukier i ubijać, aż piana będzie sztywna i lśniąca, wmieszać mąkę i sok z cytryny. Blaszkę do muffinek wyłożyć papilotkami. Najwygodniej jest przełożyć pianę do foliowego woreczka, uciąć jeden róg i wypełniać papilotki - nieco powyżej brzegu, kończąc ozdobnym zawijasem. Piec z termoobiegiem w 120C ok. 2 godzin (jeśli pieczemy jak ja w blaszce z 24 dołkami, jeśli w "dwunastce" to dłużej, ok. 3 godzin), w połowie pieczenia obracając blaszkę. Pozwolić wystygnąć babeczkom przy uchylonych drzwiczkach piekarnika.
2. Rabarbar umyć i pokroić na 1cm kawałki, truskawki odszypułkować, te większe pokroić na kawałki. Wrzucić wszystko na rozgrzaną patelnię, dodać 2 łyżki cukru i wodę i smażyć chwilę (ok. 3-4 minut), aż rabarbar zmięknie. Odsączyć (sokiem można potem polewać ten i inne desery!).
3. Ubić śmietanę z cukrem pudrem i waniliowym. Bardzo ostrym nożem ostrożnie odcinać wierzchołki bezowych babeczek i wypełniać je masą rabarbarowo-truskawkową i bitą śmietaną, przykrywać odciętymi wierzchami bezy.

W zasadzie to kolejna wariacja na temat bezy z owocami i bitą śmietaną - ale bardzo wdzięczna :)
Bezy i masę można przygotować z wyprzedzeniem, ale przekładać najlepiej w ostatniej chwili, żeby bezy nie zmiękły - albo można je spróbować przechowywać gotowe w zamrażarce (ja tego nie zdążyłam przetestować, ale robię tak z roladą bezową i jest ok). Oczywiście super będą też smakowały z innym nadzieniem, np cytrynowym, jak w przepisie poniżej, albo z lodami owocowymi...
Oczywiście można poprzestać na samym upieczeniu bezowych babeczek i jeść je same. Albo podać je na talerzyku z kulką lodów obok, albo owocami...

Bezowe babeczki

Nie byłabym rzecz jasna sobą, jakbym poprzestała na tylko jednej słodkości, był więc też i wariant okazalszy - torcik bezowy :)

Bezowy torcik z truskawkami
  • 4 białka
  • 200 gr cukru
  • 1 łyżeczka maki ziemniaczanej (lub skrobii)
  • 1 łyżeczka soku z cytryny
  • kubeczek śmietany 30%
  • cukier puder
  • ok. 300 gr truskawek
1. Białka ubić na sztywno, stopniowo dosypywać cukier cały czas ubijając, aż masa będzie błyszcząca, na koniec dodać mąkę i sok z cytryny, ewentualnie można tez dodać łyżkę ekstraktu waniliowego. Dwie blaszki wyłożyć papierem do pieczenia (dla ułatwienia rysuję sobie na nim od spodu po dwa okręgi, ok. 18cm średnicy) i rozłożyć na nich pianę formując 4 okrągłe blaty bezowe o grubości ok. 1,5cm. Piec z termoobiegiem w ok. 120C ok. 2 godzin; po upieczeniu pozwolić im wystygnąć w piekarniku z uchylonymi drzwiczkami.
2. Ubić śmietanę z odrobiną cukru pudru, truskawki pokroić na plasterki (lub rozgnieść na gładką masę) i przekładąć każdy blat warstwą owoców i bitej śmietany. Najlepiej robić to tuż przed podaniem, albo gotowy torcik schłodzić w zamrażarce i wyjąć dość krótko przed podaniem (tylko wtedy bez całych owoców, bo zamarzną na kość :).
A wspomniane wyżej inne bezowe pomysły znajdziecie tutaj:

Ale, ale - wracając do Dnia Matki, to od dwóch lat obchodzę przecież to święto podwójnie, również jako mama... więc jest podwójnie fajne, bo co tu się czarować, lubię też gdy to mnie ktoś chce sprawić jakąś przyjemność :) A moja córeczka, cóż - co prawda jeszcze z istnienia takiego święta sprawy sobie nie zdaje, ale... coś od niej dostałam! :) Mnóstwo wspaniałych buziaków i uśmiechów rzecz jasna. I kilka nowych słów i umiejętności - lepszego prezentu chyba wymarzyć sobie nie można! A jednak na dokładkę dorzuciła coś materialnego :D Byłyśmy w sklepie i oglądałyśmy różne drobiazgi, aż w pewnej chwili A. sięgnęła po przedmiot, który właśnie zwrócił moją uwagę, pokiwała do mnie główką i zaniosła do kasy :) I tak oto dostałam taką cudną poduszkę :)


Jest taka urocza, że na jej widok od razu się uśmiecham, zwłaszcza jak pomyślę jak do nas trafiła... Poducha wędruje z nami po całym domu, bo obu nam się ogromnie spodobały te zawijaski :)

Hm, podobne zawijasy można odszukać i na kolejnym zdjęciu. W ramach świątecznego dogadzania, tym razem sobie samej, upiekłam jeszcze słodkie gwiazdeczki... też z rabarbarem. I do tego truskawkowo-rabarbarowy kompot... ha, zdecydowanie rabarbar rządzi dzisiejszym postem!

Rabarbarowe gwiazdki

Rabarbarowe gwiazdki
  • ciasto - z przepisu na jesienne jabłuszka, uwielbiam je :)
  • nadzienie - identyczne jak z przepisu powyżej na babeczki
  • roztrzepane z odrobiną wody jajko
  • ewentualnie cukier puder do oprószenia
1. ciasto rozwałkować na grubość ok. 2-3mm i wykrawać kształty w dwóch wersjach: pełne i z dziurką, na te pierwsze nakładać ok. łyżeczkę rabarbarowo-truskawkowego farszu, brzegi ciastek smarować rozmąconym z wodą jajkiem, przykrywać drugim wyciętym kawałkiem ciasta i  sklejać. Ja posłużyłam się moimi ukochanymi specjalnymi foremkami (które zresztą udało mi się zdobyć i sprezentować sobie samej z okazji zeszłorocznego Dnia Matki :), ale można spokojnie poradzić sobie bez nich :)


2. Piec w 180C ok. 15-20 minut. Ostudzić na kratce i ewentualnie oprószyć cukrem (ale bardzo delikatnie, bo samo ciasto go co prawda prawie wcale nie zawiera, ale nadzienie jest słodkie!).
Można też prościej, sam podduszony rabarbar ułożyć na wyciętych z ciasta krążkach i tak zapiec. I też będzie pysznie :)


Zasłodziłam dziś Was kompletnie - ale warto oddać się rabarbarowemu i truskawkowemu szaleństwu, trzeba korzystać skoro nareszcie są :)

Rabarbarowe gwiazdki

Zmykam zatem, a wszystkim dzieciom - i tym małym i tym całkiem dużym - życzę samych cudownych chwil w najbliższą niedzielę :))
ushii

PS
I nadal zapraszam do mojego kącika wyprzedażowego, może coś jeszcze komuś wpadnie w oko? W dodatku jest kilka przecen :)

Spoko loko, u mnie znów romantycznie :) I słodko, po holendersku!

Spokojnie, spokojnie, romantyzm tak całkiem zagładzie u mnie nie uległ :) Bo kwiatki w romantycznym wydaniu lubię najbardziej :) A w maju pod względem kwiecia romantycznie jest przecież na całego, bez (nie lubię i nie przyjmuję do wiadomości nazwy lilak!), konwalie, jeszcze niedawno kwitły jabłonie, a już widziałam pączki peonii... same najpiękniejsze kwiaty pod słońcem! A do tego są już moje ukochane szparagi i jeszcze tylko chwilka i będą pierwsze truskawki... Zdaje się, że piszę to co roku, ale tak kocham ten czas, ze nie mogę się powstrzymać :) Od cykania kwiatowych fotek też, więc dziś tradycyjnie jak zawsze w maju - kwiatuszkowo :)


Słój-wazon już pokazywałam i znacie, ale buteleczki chyba tylko dotąd czasem solo przemykały, a całej gromadki tu jeszcze nie było, choć mam je od dawna... bardzo jestem zadowolona z ich zakupu, przepadam za tymi maleństwami (gdyby ktoś był ciekaw to pochodzą ze sklepu ScandiLoft, polecam, mają tam same cudeńka :)!

hehe, tak się spieszyłam ze zrobieniem fotki zanim słońce schowa się za chmurami, ze zapomniałam nalać wody :)
ale już ten brak jest uzupełniony, zapewniam :D

A kogo nie interesują kwiatki to może ma ochotę na coś równie uroczego, ale słodkiego? My raczymy się właśnie poffertjes, częstujcie się i Wy! Pyszota o holenderskim rodowodzie, malutkie urocze racuszki - u nas ze specjalnej elektrycznej patelni z niewielkimi okrągłymi zagłębieniami, ale da się je smażyć i na zwykłej. Przepis to moja kompilacja różnych znalezionych w sieci i instrukcji od maszynki :)

Poffertjes
  • ok. 1/8 paczki (ok. 12-15 g) drożdży
  • 350 ml mleka letniego
  • 1,5 szkl (ok. 250 g) mąki
  • 1 łyżka cukru
  • 1 łyżka rozpuszczonego masła
  • 1 jajko
  • szczypta soli (można tez użyć solonego masła po prostu)
  • ok. 1 łyżeczki ekstraktu waniliowego (niekoniecznie, ja dodaję)
1. Drożdże rozetrzeć z połową cukru, dodać odrobinę mleka i mąki, odstawić na chwilę. W tym czasie rozpuścić masło, połączyć je z mlekiem, jajkiem i ekstraktem.
2. Do miski z mąką, solą i resztą cukru wlac zaczyn i mokre składniki, wymieszać wszystko na lejące się ciasto i odstawić na trochę do podrościęcia (ok 30-45 min.)
3. Rozgrzać patelnie do poffertjes (lub zwykła, wtedy trzeba użyć ciut więcej tłuszczu), delikatnie smarować ją masłem i wlewać w dołki porcje ciasta (prawie do pełna - ok. łyżki), smażyć do zrumienienia i przewracać wykałaczka na druga stronę.
Podawać z cukrem pudrem, albo ulubionymi dodatkami, np z owocami są pyszne :) Wychodzi ich całe mnóstwo 60-80 szt. (ale są maleńkie i znikają błyskawicznie), więc można tez robić z połowy przepisu.

A specjalna patelnia do smażenia poffertjes wygląda tak... (i tu mały opis, z cyklu kuchennych pomocników : obsługa jest banalna, bo jak widać za dużo opcji tu nie ma, włączamy i tyle... są również takie patelnie, ale ja wolę wersję elektryczną, moim zdaniem jest wygodniejsza). Fajna sprawa, bo unika się tu smażenia na dużej ilości tłuszczu, a placuszki są równiutkie, okrąglutkie i... zachwycają maluchy :) I mnie też, bo przecież powszechnie wiadomo, że ja kuchenna gadżeciara jestem.


Taa, no właśnie :) Gadżeciara... i marzy mi się jeszcze jedna trochę podobna maszynka, ech, ale tym razem duńska - niestety u nas zupełnie niedostępna... Do podobnych trochę słodkości, pączuszków ableskiver. I na marzeniach się kończy, bo na wycieczkę w te rejony nie mam szans chyba, więc pozostaje mi liczyć tylko na jakąś znajomą dobra duszę, która się nad moim gadżeciarstwem ulituje... chyba, że wśród moich czytelników znajdzie się taki dobry duszek? :)

Pozdrawiam,
ushii

PS
Miło mi, że moja wyprzedaż cieszyła sie wśród Was takim powodzeniem - dziś na końcu dołożyłam jeszcze kilka drobiazgów, zapraszam  :) A w dodatku jest kilka przecen!

Szersze kadry vol. 1 czyli kącik dzienny...

półka ze starej szuflady

... a w zasadzie to jego połowa, bo w drugiej znów zachodzą pewne zmiany i nie mogę jeszcze pokazać :D Ale też będzie niebawem! Jednym słowem  - powolutku otwieram ponownie swoje podwoje!

A zatem - pamiętacie jak tu było?


A pamiętacie jak pokazywałam zdjęcia różnych skrzynek do przeróbki?


Owe skrzynki i inne stare szufladki pomalowaliśmy, powiesiliśmy...


Dalej szukałam i dopasowywałam kolejne, aż wreszcie - tadam! Teraz wygląda to tak:

półki ze starych szuflad i skrzynek

Czyli na minimalizm się u mnie nie zanosi :) Potrzebę zmian miałam ogromną, bo a) lubię zmieniać, przestawiać, przerabiać (oj, nie jestem w tym osamotniona, prawda?) i b) ostatnia publikacja naszego poddasza, w Werandzie, uświadomiła mi, że nasze wnętrza niezupełnie zmierzają w tym kierunku, w którym chciałam... Choć to w dużej mierze był efekt stylizacji do tamtej konkretnej publikacji, to na żywo zobaczyłam to samo - zrobiło się u nas za romantycznie i za różowo, nie po mojemu po prostu. Tu wpadł mi w ręce uroczy drobiażdżek, tam słodka duperelka... i w efekcie okazało się, że za dużo tego, więc musiałam część rzeczy eksmitować i od razu zaczęło mi się inaczej oddychać :) Dlatego każdy prawie kącik uległ pewnej przemianie - dziś fotki pierwszego z nich, nie bardzo potwierdzającego tego o czym piszę, bo tu dekoracji przybyło :)

półki ze starych szuflad i skrzynek, komoda vintage katalogowa

Nie zakrywałam dziurek po uchwytach ani zamków, bo właśnie takie mi się podobały. Kolorowe wnętrza mają tylko dwie skrzynki - bo w innych planuję wymienne kolorowe tła stosować, zależnie od nastroju i pory roku (akurat tym razem do zdjęcia się to nie załapało, ale pewnie niedługo pokażę Wam o co chodzi). Drobiazgi na nich częściowo też się zmieniają przy okazji świąt i takich tam - stałą miejscówkę mają wyłącznie mój pamiątkowy aparat oraz jelonek i literka. I wiele więcej durnostojek niż obecnie już nie planuję... BTW, kiedyś wspominałam o starych dziecięcych zabawkach, wańkę-wstańkę widoczną wyżej już wtedy pokazywałam, a dziś z bliska też i druga, prawdziwa starowinka. Co to takiego? Katarynka :) Nie wiem co takiego w sobie ma, że mnie z miejsca zachwyciła i musiałam ją zabrać do domu:

vintage, stara dziecięca zabawka


Podsumowując - to dopiero baza i będzie się tu ciągle dużo działo i zmieniało, ale już jestem bardzo zadowolona z efektu. Gryzie mi się tu co prawda ze wszystkim jeszcze mój ukochany fotel, bo wciąż nie wymieniłam mu tapicerki... Ale może w to lato się uda :) A jak Wam się moje skrzynki-półki podobają?

półki ze starych szuflad i skrzynek, komoda vinatege katalogowa

Cóż, jeśli ktoś też miałby ochotę na taką półeczkę z przegródkami, to całkiem podobną znajdzie w moim kąciku wyprzedażowym. A na dokładkę dorzuciłam tam całe mnóstwo różnych rzeczy - i meble, i ramki, i wazoniki, i coś kuchennego, i do scrapowania, do wyboru do koloru :) Zapraszam na Porządki w Ushiilandii!!

Pozdrawiam i życzę udanego weekendu!
ushii

Słodkie pocieszenie...

... bo oczywiście dziś obiecane wyniki mojego konkursu. I okazało się, że Houston znów ma problem, bo nagroda tylko jedna, a tyle ciekawych podpowiedzi przeczytałam! Niektóre miejsca dobrze mi znane, niektóre bardzo intrygujące (na pewno z nich skorzystamy, dziękuję!) - i jak tu wybrać tę naj? Dlatego zdałam się na ślepy los, by było sprawiedliwie - i nie przedłużając, wygrywa... (tutaj werble, werble!)
... Latte House!

Gratuluję i czekam Kochana na kontakt! A wszystkim pozostałym bardzo dziękuję za udział - i obiecuję, że kolejny konkurs i kolejna szansa już niebawem. A dziś mam dla Was słodkie (no bo jakie mogłoby być inne po takim słodkim konkursie?) pocieszenie :)

Ciasteczka -klasyki, absolutne klasyki. I nie mam zielonego pojęcia, jak to się stało, że do tej pory nie ma ich na blogu?! To był chyba pierwszy przepis z internetu, z którego skorzystałam! I pozostałam mu wierna, jak chyba każdy, kto ich choć raz spróbował :) Autorką jest nieoceniona Dorotus, przepis  lata temu znalazłam co prawda na kulinarnym fotoforum, ale na jej blogu też jest; u mnie są jak zawsze drobne zmiany, więc wpisuję ku pamięci :)


Śmietankowe serca
  • 1 3/4 szkl. mąki
  • 250 g schłodzonego masła
  • 1 żółtko
  • 5 łyżek gęstej śmietany
  • ewentualnie ekstrakt waniliowy (w oryginale go nie ma, ja czasem dodaję)
  • białko + cukier gruby kryształ (rafinada) do posypania
1. Wszystkie składniki połączyć i szybko zagnieść ciasto, rozwałkować na ok 0,5cm podsypując mąką. Wycinać serduszka lub inne kształty - raczej nieskomplikowane, bo ciasteczka trochę rosną. Ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, posmarować białkiem i posypać grubym cukrem (koniecznie, bo same ciastka nie zawierają przecież cukru :)
2. Piec w 170C (lub bez termoobiegu 5 st. więcej) ok. 18minut.
Jeżeli jakimś cudem jeszcze nie znacie tych ciasteczek, upieczcie je koniecznie! Robi się je błyskawicznie, a są pyszne, ciasto jest delikatne i uroczo się listkuje, trochę jak francuskie. Aha, i  wychodzi mi ich całe mnóstwo, trzy mocno upakowane blaszki :)


A jutro lub pojutrze wracam z obiecanymi szerszymi kadrami i czymś jeszcze :)
Pozdrawiam!
ushii

PS
A tak wyglądają te ciasteczka w wersji kwiatowej :)